Cały teren zamku otoczony jest fosą i wysokim murem, świetnie utrzymany park w środku i o dziwo prawie żadnych turystów. Przed wybuchem bomby cała posiadłość niczym forteca musiała dawać spore poczucie bezpieczeństwa, jakby się wtedy wydawało.
Ani fosa, ani wysoki mur nie pomógł przetrwać od oddalonego o ok 2 km epicentrum wybuchu. Jak się potem dowiedzieliśmy temperatura w tym miejscu sięgała ok 3000 stopni celsjusza..
Nie mogło zabraknąć w tym miejscu tablicy pamiątkowej ku pamięci ofiar wybuchu oraz oczywiście drewnianego zamku Hiroshima-Jou odbudowanego w 1958 roku, w którym obecnie mieści się muzeum historii Hiroszimy.
Po duchowym oczyszczeniu przyszła pora na chwilę odpoczynku i małą konsumpcję :)
Lody pychotka, a sposób w jaki one powstały niesamowit, niestety brak zdjęć bo pani sklepikowa mogła by nie zrozumieć po co nam te foty :) Ale tak w skrócie, najpierw pani wyjęła z zamrażarki pudełeczko z lodami, położyła je na podstawce z dziurką, podstawiła pod dziurkę wafelek, chwyciła za wajchę, która ścisnęła pudełeczko i przez dziurkę wyciskał się truskawkowo smietankowy lód, który wyglądał tak :)
Do wyboru było 5 smaków, jakich ciężko powiedzieć, mój napewno był truskawko-śmietankowy, a dżordżyk zamówił yy ciemno fioletowy, czyli "winogronowy". Po spróbowaniu mojego nastąpiła wymianka, oczywiście na moją nie korzyść, bo owszem lód był smaczny, ale było go zdecydowanie mniej niż mojego :)
Tuż za naszymi plecami stała kolejna świątynia, dzięki ogromnej bramie trudno było jej nie zauważyć.
Świątynia shintoistyczna
Czysta woda zdrowia doda..
...a pieniążek ze szczęściem się wiąże...czyli poprostu wrzuć monetę, wrzuć monete...
Nadciągnęły brzydkie chmury więc czas zawijać się do głównego punktu wycieczki.
Hmmm.. tylko gdzie ja zaparkowałem swojego rumaka....oo znalazł się :)
Statyw znaleziony to i wspólna fotka musi być.
W drodze do Muzeum Bomby Atomowej...z serii prawie.
...prawie shinkansen
...prawie "wyblakła popcia" ? yyy chyba nie tym razem :) Ale oczka miała ładne.
...prawie jak we Wrocławiu
No i wyzwanie nr 3. Dla kogo? dla wszystkich którzy tego chcą ]:->
Dla używających szkieł :)
Dotarliśmy na miejsce. Najsynniejszy budynek w Hiroszimie- Kopuła Bomby Atomowej.
Pewnie nie tylko my widzieliśmy ten budynek w podręcznikach od historii, ale na żywo robi ogromne wrażenie. Może troche zbyt przygnębiające, ale bardzo wymowne.
Do poranka z dnia 6 sierpnia 1945 był to Pawilon Promocji Przemysłu w Hirosimie, teraz pozostaje w takim stanie, w jakim był po wybuchu bomby. Epicentrum wybuchu bomby znajdowało się 100 m na południowy wschód od pawilonu. W tym miejscu temperatura w chwili wybuchu sięgała 5000 stopni celsjusza.
Pomnik Dzieci Bomby Atomowej
Pomnik ten nosi imię dziewczynki- Sadako SASAKI, która w uniesionych dłoniach trzyma żurawia. W Japonii żuraw jest życzeniem "szybkiego powrotu do zdrowia". Legenda nosi, że jeżeli ktoś złoży 1000 papierowych żurawi to jego życzenie się spełni. Sadako miała 2 latka kiedy została napromieniowana wybuchem bomby. W wieku 10 lat zaczęła chorować na białaczkę. Przez 3 miesiące składała żurawie, wierząc, że przeżyje. Zmarła tak jak wiele innych bezbronych ofiar wybuchu. Miliony osób na całym świecie robi papierowe żurawie i wysyła je do Japonii składając w ten sposób życzenie tym, którzy przeżyli wybuch bomby atomowej.
W samym centrum Parku Pokoju, znajduje się prostokątny staw, pośrodku którego pali się Płomień Pokoju. Zostanie on zgaszony w chwili kiedy zniknie ostatnia bomba jądrowa... co chyba nie nastapi nigdy..
Przed muzeum Pokoju znajduje się Pomnik z nagrobkiem upamiętniającym ofiary wybuchu. Został on zaprojektowny przez Tange Kenzo- japoński architekt, nie mylić z perfumami :)
Przy pomniku znajduje się grobowiec, w którym umieszczone są nazwiska ofiar. Na płycie nagrobkowej widnieje napis:
"Pozwól im odpoczywać w spokoju, bo my już nigdy nie powtórzymy tego zła, przez który oni odeszli."
Optymistycznie patrząc na to co nas otacza i na masę ludzi, która stara się zrozumieć co tu się stało ruszyliśmy w kierunku Muzeum Pokoju. W kolejnej odsłonie dowiecie się co tam zobaczyliśmy... myślę, że warto tu zajrzeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz