Tradycyjna polska jajeczniczka na boczku, czyli to co Grzesiek lubi najbardziej.
Hakkeijima island- Sea paradise- Yokohama
Blue Fall- czyli to na co nie odważyliśmy się pójść- wieża przeciążeniowa- od samego patrzenia jak siedzenie spada z samej góry na dół w ciągu 2 sekund robiło się niedobrze.
Jeszcze tylko bilety i można korzystać z atrakcji wyspy :)

Pierwszy cel oczywiście Dolphin Fantasy
No co? Delfin to ssak w końcu tez musi jakoś załatwiać swoje potrzeby ;)
Niesamowite spojrzenie prosto w oczy - delfin Białucha po raz pierwszy, ale nie ostatni.
Po delfinarium czas na przejażdzkę dziką rzeką, no i niestety aparat musieliśmy szczelnie schować, naszczęście, bo niewiele by z niego zostało.. :)
Niestety przez długą kolejkę w Aqua ride nie zdążyliśmy na karmienie fok :( które dalej koczowały pod barierką w oczekiwaniu na jakąś rybkę.
Cmok od ogromnego morsa!

Aqua Museum- oj było na co popatrzeć..
Przeogromna kopuła chyba z wszystkimi możliwymi gatunkami morskimi
I pomyśleć, że małżowi smakują kraby- fota nie najlepsza, ale musiałam to pokazać! Ochyda..
Oko w oko z rekinem
W oczekiwaniu na Marine Mammals Show opracowaliśmy dalszą trasę..
Podjedliśmy trochę..
Aż tu nie wiadomo skąd wyskoczyła foka na podest...
Poryczała chwilę..
I zawinęła się spowrotem :)
Oficjalne rozpoczęcie
Jako pierwsze wystąpiły panie foki, które nie omieszkały pobić brawo dla tak licznej widowni :)
Jednak chyba największą furorę zrobił... no właśnie nie wiem co, coś między morsem a chyba foką włochatą :) Poprostu pocieszny!
Pozycja na "Ciocia przesadzasz.. jakby to powiedział mój chrześniak :)
No dobra, ja też Ciebie Kocham, ale..
nie moge już ciebie słuchać ;)
Kolejny występ to pływanie synchroniczne w kategori czwórkowej- dwie kobiety i dwa białuchy :)
Całkiem nieźle im te synchrony wyszły..
Zwłaszcza, że w głowach to one za dużo nie miały :)
Ale za to kulturalnie się pożegnały... :)
..By do akacji mogły wkroczyć delfiny!
Tu po zakończeniu show załapaliśmy się na karmienie pelikanów.. chyba nie trudno zgadnąć, który tym razem się najadł :)
A tu z serii "Hej to bylo dla mnie..?!"
No i w końcu dotarliśmy do najbardziej atrakcyjnego miejsca Fureai Lagoon, czyli ssaki morskie na żywo. Niestety tym razem nie popływaliśmy z delfinami, bo iee wakarimasen, czyli nie rozumiem po japońsku... :( ale już napewno wiemy, że tam wracamy z naszą tłumaczką Atsuko :) i wtedy już nie odpuścimy tego tematu.
A tu fota dla tych co myślą, że Bagienka nie da rady przytyć ;)
No i czas na ostatnią atrakcję tego dnia Surt Coaster!!
Zdjęcie przed przejażdżką..
Zdjęcie po przejażdzce... szkoda, że nie zrobiłam zdjęcia mężowi tuż po... oj jeszcze chwila tam w górze i źle by sie skończyło :)
Ostatnia fota na tle Aquarium i czas na nas, wkońcu trzeba jeszcze wrocić do domku i wyszykować się na imprezkę :)
A przywitanie było miłe, nawet bardzo i do tego smaczności!
Prezent od Atsuko :)
Dwoje solenizantów i Polish girl, czyli Terje, Ja i Atsuko :)
trio norwesko-japonsko-polskie
Mężuś i jego kochanka Asahi ;) singiel polski, ale nie dosłownie :)
Florian z narzeczoną, czyli para francusko-japońska
Terje, yyy, Tom :) czyli trio norwesko- japońsko-norweskie
Ai (miłość) z narzeczonym Henrickiem, para japońsko-szewdzka :)
I Terje junior, czyli poprostu dinozuar...
...który chyba mnie polubił!!
Ps. Dziękuję tym co pamiętali i tym, którzy zapomnieli też, w końcu mnie też się zdarzało ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz